Z parady spotkań fotograficznych, wernisaży i tym podobnych cudeniek wyskoczyło nagle coś, co się im zupełnie nie podporządkowało. Ba, wcale nie wyskoczyło – jeśli ktoś zechciał się temu bliżej przyjrzeć – ono od zarania było poza.

To spotkanie (slajdowisko) z Michałem Hellerem w wasilkowskim MOAKu – i to w dniu (24.02.2022 r.), który miał się okazać znamiennym z całkiem innych powodów. Okazało się, że wcale tak nie musiało być.

Żeby pozwolić sobie na bardzo spontanicznie nacechowane myśli: można by rzec, że to czas spędzony z człowiekiem, który chyba nigdy nie był w pudełku. Zaś nawet jeśli przez chwilę w nim zagościł, to albo coś sprawiało, że z niego wychodził, albo sam tak to wykombinował, że musiał z niego wyskoczyć.

Trzeba użyć tego słowa, bo chyba trudno je innym zastąpić: filozofia. Nie tylko fotograficzna. Specyficzna, może bardzo jednostkowa, nie wiadomo czy dla każdego. Tak, sporo nadal w niej tajemnic! Przekazywana w sposób, który chce się chłonąć, teraz już istnieje na całego i radośnie pomyka na symbolach natchnienia. Niektórzy przez to nazwali go snobem. Pudło. Bo to, co on pokazuje, zupełnie temu przeczy.
Pokazał z odwagą, że ma bzika w paru dziedzinach (i ogólnożyciowych, i profesjonalnie) – no i dobrze. Jeśli odważniej spogląda się na świat, to właśnie takie coś stanowi wymiar inspiracji.

Każdy z nas potrafi wyjść ze swojego „wewnątrz”. Choćby przez to, żeby pokazać cokolwiek osobistego, a wobec zaczepek na ten temat przechodzić po prostu dalej. W zasadzie nic odkrywczego. Sama logika podpowiada: bez świadomości, możliwości użycia tego wyjścia nikt nie da rady zdziałać (ożywić, wypuścić z siebie!) niczego poza własnym pudełkiem.

Rzecz była o fotografii, czyli czymś, czego już właściwie nie ma. Przynajmniej w takiej postaci jaką miała nadaną w swiecie analogowym. Skoro tak, skoro są nieodwracalne przemiany, to właśnie jest możliwość sięgnięcia dalej. Niech tam wszystko się zmienia,
Mówił o tym w czasie slajdowiska ten sam człowiek, który zmienił i zmienia wiele wciąż korzystając z tego do czego może sięgnąć i wosbie, i poza sobą. Zresztą on nie ma wyjścia – siłą rzeczy i własnej woli musi wiedzieć o co w tym chodzi.

Po spotkaniu gęba sama się uśmiecha do tego, że człowiekowi w sobie chce się zaakceptować coś takiego. Bo się to ma.
I w zasadzie wybrzmiało to w Wasilkowie tak jak za czasów analogowych. Tak samo przecież pewnego razu w Galerii X ram mówił Michał Heller.
I to jest zwycięstwo, i nieistotne, że nie o nie chodzi. Chodzi o pełne artystyczne życie.

Ukłony!

Lasonauci.